poniedziałek, 1 grudnia 2014

Mięso i lolitki.

Co jest takiego dziwnego w mięsie. W zasadzie nic. Albo wszystko. Zależy co to za mięso. A to będzie narysowane. Czyli poniekąd wegetariańskie.


Pominąwszy futro z pędzla, i sam pędzel. Zatrzymajmy się na tym kto trzyma owe narzędzie. A trzyma je Mark Ryden.
Nie lubię szufladkować. Ale w sumie to nie takie złe. Ułatwia sporo. Raydena wsadzono w szufladę pop surrealizm.
Bohaterami jego obrazów są...Oprócz symboli i mięsa...Kobiety? Personifikacje niewinności? Nimfetki? Chyba te ostatnie.


Jego galeria jest pełna emocji. Które...Właśnie. Nie są jednoznaczne. Pełne nostalgii postacie, urocze i makabryczne zarazem. Pokazane w scenerii z sennych marzeń, tajemniczych i niepokojących, lekko kiczowatych i landrynkowych. Gdzieś z pogranicza mrocznych zakamarków wyobraźni.



I to wszystko wsadzone w ciężką, złotą, barokową ramę...
Ja nie mam barokowych ram...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz